for at least 700 years tufted capuchins have been using rocks
to crack open cashew nuts. for at least 17 years polish boys
have been using rocks to crack open heads of girls at marches.
it’s easy to get proficient in the art of losing.
help me beat paths and tracks to guide wanderesses home.
ask me how I am and why I write about violence –
it’s a protected species.
you ask what a protected species is.
protected species: treasury, northern birch mouse, immunity, tatra alpine marmot, revote,
lesser horseshoe bat, the rota, northern bat.
help me find safe places. haha! safe places.
tell me there’s an incurability in the way the woman on tv speaks,
the one who spits out the skeletal system of little crowned red-and-white birds.
are only the poor allowed to speak about poverty?
when are you truly poor, person?
why do dry lumps of soil overflow from my mother’s mouth?
there is no use spinning between stifling houses,
there is no point talking to stifling mothers
who don’t understand the nice wrappings on annual plants;
I will cut them into a collage about marks
left by expandable batons outside the government building,
I will spill out of them land survey plans of Jeżyce and cartographic sketches of Wilda
and assemble a safe place, haha! safe place.
I am a small, pink quantifieress.
I am that small, pink gender from the backyards –
I drip with dirty water and run
from those who use me to evaluate advertising blocks and columns of text.
I am a small, pink gender. you use me to set up boundaries.
you want to preserve all my fears, all my verses,
because for ossified subjects
I should only be a frightened little girl
with a specified functionality.
I’m tired of translating inclusive polish
into exclusive polish.
its face was drained from sandpaper.
I use it to clean my girlfriend’s heart, rusty
with all the panic attacks –
they entered our home. I repeat: our home.
I assemble a safe place, haha! safe place.
this is why I will knit you a woolen rainbow bib, although
you'd probably prefer a white one, poland, brown lady; I want to taunt you, poland,
terrible lady, I want to disappoint you, poland, sorrowful lady, because
days within you are like spoiled pizza toppings, like motherfucking ticks
that practice shirshasana inside me, like small, squat yoginis
who soften preparing for homelessness. preparing me for homelessness.
I’m warning you that one day german wirehaired pointers
will be taking you for walks in a shelter.
they will brush your wire hair.
why isn’t hawthorn blooming?
when will you stop asking me if I’m going to disappear?
kapucynki czubate od co najmniej 700 lat używają kamieni do
rozłupywania orzechów nerkowca. polscy chłopcy od co najmniej
17 lat używają kamieni do rozłupywania głów dziewczyn
z marszów.
w sztuce tracenia łatwo dojść do wprawy.
ubij ze mną ścieżki i dukty, które poprowadzą wędrowczynie do domu.
spytaj, co u mnie i dlaczego piszę o przemocy –
jest gatunkiem chronionym.
pytasz, co to jest gatunek chroniony.
gatunek chroniony: skarb państwa, smużka leśna, immunitet, świstak
tatrzański, reasumpcja, podkowiec mały, rota, mroczek pozłocisty.
szukaj ze mną bezpiecznych miejsc. ha, ha!, bezpiecznych miejsc.
powiedz, że jest jakaś nieuleczalność w mowie tej kobiety z telewizji,
która pluje układem kostnym biało-czerwonych ptaszków z koroną.
czy o biedzie musi mówić tylko prawdziwie biedny?
kiedy jesteś biedna, osobo?
dlaczego z ust mojej matki ulewają się suche grudy ziemi?
bez skutku to snucie między dusznymi domami,
bez sensu to mówienie z dusznymi matkami,
które nie rozumieją ładnych opakowań roślin jednorocznych;
wytnę z nich kolaż o śladach po pałce teleskopowej spod gmachu,
wysypię z nich plany geodezyjne Jeżyc i opracowania kartograficzne
[Wildy
i ułożę bezpieczne miejsce, ha, ha!, bezpieczne miejsce.
jestem małą, różową kwantyfikatorką.
jestem tą małą, różową płcią z podwórek –
ociekam brudną wodą i uciekam
przed tymi, co wartościują mną bloki reklamowe i kolumny z tekstem.
jestem małą, różową płcią. stawiasz mną granice.
chcesz uchować wszystkie moje strachy, wszystkie moje wersy,
bo dla skostniałych podmiotów powinnam
być tylko zlęknioną dziewczynką
z określoną funkcjonalnością.
męczy mnie tłumaczenie polskiego języka inkluzywnego
na polski język ekskluzywny;
jego twarz wyczerpano z papieru ściernego.
czyszczę nim serce mojej dziewczyny rdzewiejące
od wszystkich ataków paniki –
weszły nam do domu. powtarzam: do domu.
układam bezpieczne miejsce, ha, ha!, bezpieczne miejsce.
dlatego uszyję ci z wełenki tęczowy śliniaczek, choć pewnie wolałabyś
tylko taki z białej, polsko, brunatna pani; chcę ci dokuczyć, polsko,
straszna pani, chcę cię rozczarować, polsko, smutna pani, ponieważ
dni w tobie są jak zepsute dodatki do pizzy, są jak kleszcze skurwysyny,
które ćwiczą we mnie śirszasanę, są jak małe, pękate joginki, które
łagodnieją,
szykując się na bezdomność. szykując mnie na bezdomność.
ostrzegam cię, że kiedyś wyżły niemieckie z szorstkim włosem
będą cię wyprowadzać w schronisku na spacer.
będą czesać twoje szorstkie włosy.
dlaczego głóg nie kwitnie?
kiedy przestaniesz mnie pytać, czy zniknę?